Ochrona Bitcoina czy przejęcie własności prywatnej: Co kryje się za propozycją Jamesona Loppa

CTO Casa Jameson Lopp, wraz z pięcioma innymi deweloperami, przedstawił propozycję, która może zmienić nie tylko architekturę Bitcoina, ale także długotrwałą koncepcję nietykalnych starszych adresów. Pomysł: zakazać transakcji z kilku przestarzałych typów adresów i skutecznie "zamrozić" część podaży Bitcoina na nich przechowywanej. Wśród dotkniętych funduszy może znajdować się nawet 25% wszystkich BTC w obiegu - w tym 1 milion bitcoinów uważanych za należące do Satoshi Nakamoto.
Oficjalnym celem inicjatywy jest zabezpieczenie sieci przed potencjalnymi atakami kwantowymi. Jednak stwierdzenie Loppa - "Jeśli nie zaktualizujesz swojego adresu, stracisz pieniądze" - otwiera drzwi do znacznie głębszej debaty: czy społeczność ma prawo ingerować w monety, które nie poruszały się od ponad dekady, nawet jeśli ich właściciele milczą?
Kod, który nie starzeje się dobrze?
W swoim ostatnim projekcie BIP Lopp podkreśla, że wiele wczesnych adresów Bitcoin - w tym formaty P2PK i P2PKH - opiera się na metodach kryptograficznych, które w przyszłości mogą stać się podatne na ataki kwantowe. Należą do nich algorytm podpisu cyfrowego ECDSA, który zabezpiecza klucze prywatne, oraz SHA-256, używany do walidacji transakcji.
Loading...
Teoretycznie komputer kwantowy wykorzystujący algorytm Shora mógłby wyprowadzić klucz prywatny ze znanego klucza publicznego - umożliwiając odblokowanie środków, które nigdy nie zostały przeniesione. Obejmuje to legendarne portfele Satoshi, których adresy zostały zidentyfikowane, ale pozostają nietknięte od 2010 r. Według badań przeprowadzonych przez Deloitte, około 25% wszystkich BTC jest przechowywanych na adresach, które mogą zostać naruszone, jeśli obliczenia kwantowe znacznie się rozwiną. Obawy te leżą u podstaw propozycji Loppa: ograniczenia transakcji na takich adresach i stopniowego uniemożliwienia wydawania znajdujących się na nich monet w ciągu najbliższych pięciu lat.
Bezpieczeństwo czy ingerencja?
Propozycja przedstawia mechanizm jako "prywatną zachętę" - zasadniczo, jeśli nie chcesz stracić dostępu do swoich monet, przenieś je na bezpieczny adres post-kwantowy. Logika ta zakłada jednak, że właściciel jest nadal aktywny w sieci, posiada niezbędną wiedzę techniczną i jest skłonny do interakcji. W przypadku zagubionych portfeli jest to po prostu niemożliwe. W rezultacie proponowane zasady oznaczałyby zamrożenie cudzych aktywów bez ich zgody lub zaangażowania.
Sytuacja jest jeszcze bardziej kontrowersyjna, jeśli chodzi o Satoshi Nakamoto. Szacuje się, że jego 1 milion BTC nigdy nie został przeniesiony, ale pozostaje publicznie widoczny dzięki identyfikowalnym adresom. Przy obecnych cenach są one warte ponad 118 miliardów dolarów - wystarczająco dużo, aby umieścić twórcę Bitcoina wśród dziesięciu najbogatszych osób na świecie. I to właśnie te monety mają zostać poddane "kwarantannie" na okres pięciu lat - bez żadnych dowodów na to, że ich właściciel w ogóle żyje.
Loading...
Interwencja ta, choć sformułowana jako środek bezpieczeństwa, rodzi fundamentalne pytania dotyczące podstawowej zasady Bitcoina: "Nie twoje klucze, nie twoje monety". Jeśli klucz prywatny się nie zmienił, ale społeczność zdecyduje, że środki nie mogą być już wydawane - czy system może nadal twierdzić, że jest prawdziwie zdecentralizowany?
Kwantowa panika - za wcześnie?
Pomimo niektórych alarmistycznych prognoz, większość ekspertów zgadza się, że dzisiejsze komputery kwantowe nie są w stanie złamać ECDSA lub SHA-256. Obecne prototypy cierpią z powodu niestabilności, ograniczonej mocy obliczeniowej i wysokiego poziomu błędów. Dominujący konsensus sugeruje, że minie co najmniej kolejna dekada, zanim będą one stanowić realne zagrożenie.
Mimo to, osoby takie jak Lopp twierdzą, że proaktywne przygotowanie jest niezbędne. W maju zwrócił on uwagę, że odporne na kwanty schematy podpisów są zwykle znacznie większe - co stanowi potencjalne obciążenie dla skalowalności blockchaina. Podkreślił również, że klucze publiczne starszych adresów są już ujawnione, co czyni je z natury podatnymi na ataki.
Kto może zyskać - i dokąd to prowadzi?
Chociaż propozycja BIP jest przedstawiana jako środek ochronny, jej implikacje mogą wykraczać daleko poza zabezpieczenia techniczne. W efekcie daje to społeczności Bitcoin uprawnienia do decydowania, które monety są "wystarczająco bezpieczne", aby pozostać w obiegu. Stanowi to potencjalnie niebezpieczny precedens: monety mogą być ograniczane lub oznaczane bez żadnego naruszenia lub naruszenia konsensusu - po prostu z powodu postrzeganego przyszłego ryzyka.
Należy również wziąć pod uwagę wymiar rynkowy. Jeśli starsze monety zostaną uznane za niemożliwe do wydania, podaż BTC w obiegu skutecznie się zmniejszy. Może to mieć wpływ na płynność, ustalanie cen i długoterminowe zaufanie inwestorów. Z drugiej strony, zamrożenie uśpionych portfeli - zwłaszcza tych o wysokim profilu - może usunąć utrzymującą się niepewność i zmniejszyć obawy przed nagłymi spadkami na rynku.
Etyka post-kwantowa
Bitcoin został zaprojektowany jako sieć, w której nic nie może zostać zmienione bez zgody każdego węzła. Dlatego nawet najmniejsze poprawki protokołu często wymagają lat debat i koordynacji. Ale BIP Loppa to nie tylko aktualizacja techniczna - chodzi o ponowne zdefiniowanie, kto ma dostęp do części podaży BTC. Nawet jeśli jest to podyktowane względami bezpieczeństwa, oznacza to przesunięcie w kierunku scentralizowanego podejmowania decyzji.
Dlatego prawdziwa rozmowa nie dotyczy tylko kryptografii, algorytmów czy teoretycznych przełomów w obliczeniach kwantowych. Zasadnicze pytanie brzmi: kto decyduje o tym, co liczy się jako bezpieczne, a co nie?
I co ważniejsze: czy ten moment może stać się punktem bez powrotu dla zdecentralizowanej wizji, którą kiedyś uosabiał Satoshi?